Napisałam maturę
i pojechałam.
Z moją Mamą.
W świat.
Pojechałyśmy w podróż.
Do Berlina, Luksemburga, Brugii, Brukseli, Kinderdijk, Rotterdamu, Delft, Hagi i Amsterdamu
Do tej pory wszystkie nasze wycieczki były organizowane przez moją mamę. Sama misternie planowała każdy punkt podróży, przystanek na siusiu, obowiązkowe do zaliczenia zabytki i noclegi.
Kilka miesięcy przed wakacjami, rodzice rozmyślali, gdzie chcieliby jechać, tata mówił, co mu w duszy gra, pytali o zdanie mnie i Tomka, po czym mama przetwarzała wszystkie dane i przesiadywała na forach podróżniczych już aż do momentu wyjazdu.
Po wstępnym ustaleniu kierunku, tata zaklepywał termin urlopu i wtedy dopiero zaczynała się jazda.
Mama czytała, zapisywała, skreślała, liczyła kilometry, dni, przystanki na siusiu, stacje benzynowe, pojemność baku. Szukała zamków, muzeów, plaż, targów z rybami, pól lawendy, wzgórz do robienia zdjęć, parków krajobrazowych. Drukowała bielty, mapy, mapki, ulice, rezerwacje, nazwy restauracji. Nas zasypywała pytaniami "co my na to?", "czy nam się podoba?". I wciąż słyszeliśmy "Karola, Tomek, chodźcie zobaczycie, gdzie będziemy:
a) spać,
b) jechać samochodem,
c) kąpać się,
d) chodzić po górach.
e) "ej, patrzcie jakie tam widoki!"
W końcu po 5 miesiącach przychodził czas wyjazdu, pakowaliśmy się (my dzień wcześniej, mama tydzień wcześniej, żeby przypadkiem "niczego nie zapomnieć"), wsiadaliśmy do samochodu i wtedy z reguły ja zasypiałam i budziłam się kiedy byliśmy na miejscu.
Tym razem wszystko było zaplanowane niezależnie od nas. Mama musiała się tylko zgodzić i spakować.
i pojechałyśmy!
W Berlinie byłam jako gimbus. Już wtedy widziałam Mur Berliński, Bramę Brandenburską, Reichstag czy Alexanderplatz. Tyle, że wtedy nie miałam mojego Nikusia.
W Luksemburgu byłyśmy tylko chwilę i zupełnie mnie nie zachwycił, więc na przestrzeni minionego roku niewiele pamiętam.
W Brugii mama zrobiła mi mnóstwo pięknych zdjęć, bo niewiele było tam miejsc niegodnych uwagi. Stare, urokliwe, z duszą - tyle w skrócie na temat tego miasta.
Bruksela i Atomium. Hmm - napiszę tylko, że bardzo rzadko proszę mamę, żeby zrobiła mi zdjęcie na tle zabytku/pomnika w stylu "ja i Zamek Królewski". a z Atomium zdjęcie mam, bo było tak zajebiście duże, że do dziś jak myślę o konstrukcji przedstawiającej pierwiastek żelaza powiększony 185 miliardów razy, to serce bije mi szybciej (z wrażenia, rzecz jasna)
W mieście wiatraków kupiłam Toczkowi czapkę, której nie nosi, a jest czaderska, poczułam, że to miejsce, do którego mogłabym przyjeżdżać na wakacje. To takie moje wspomnienie holenderskiej działki, na której nie ma nic oprócz wiatraków, wody i trawy.
Rotterdam zapamiętałam jako miasto, w którym chciałabym spędzić życie bardziej, niż w Warszawie. Słynne 3M Awangardy Krakowskiej zostało w mojej głowie na zawsze przypisane do Rotterdamu. Nowoczesność, postęp, szybkość życia. Kiedyś tam wrócę.
Delft, biało-niebieskie miasto Vermeera. Do dziś pamiętam porcelanę, na którą nie było mnie stać, kościół, który był w remoncie i jedną z piękniejszych ścian jakie widziałam w życiu.
W Hadze chodziłam nad kościołami, mostami i stoczniami (Madurodam) i prawie kąpałam się w Morzu Północnym (mama mi nie pozwoliła, eh).
Aż w końcu znalazłyśmy się w Amsterdamie. Brud, smród (zioła - napisałabym inaczej, ale jak wiecie, czyta to moja mama) i rowery.
Mosty, kanały, kanaliki, puszki piwa w tych kanalikach... i w zasadzie wszędzie wokół. Miasto niesamowicie brudne, jednak piękne. Pełne ludzi, kawiarni (niekoniecznie z kawą w menu). Głośne, itrygujące.
Moja mama była odrobinę zdegustowana całą tą otoczką - ulice pełne młodych, gwarliwych mieszkańców, rozmowy, krzyki, imprezy o 15 po południu, mężczyźni sikający do kanałów, albo gdziekolwiek tylko się dało, powodowało swojego rodzaju dezorientację. Jednak ja byłam wtedy gotowa dołączyć do tych rozmów. Ci ludzie byli tacy otwarci! Wyluzowani, entuzjastyczni, zadowoleni (wiadomo, to przez tę kawę w kawiarniach), co w Polsce nie jest tak codziennym widokiem. Dla mnie, dziewczyny żyjącej w kraju wiecznego niezadowolenia, zazdrości, bólu dupy i kłótni, był to po prostu zajebisty widok.
To w sumie moje główne wspomnienie z Amsterdamu.
Oczywiście, jest jeszcze wspomnienie muzeum mojego ukochanego Van Gogha! Muzeum, które pozbawione było wszystkiego, co mogłoby zagłuszyć sztukę Vincenta. Były tylko ściany i On. On na autoportretach, on w swoich słonecznikach i pokoju! Jedno z moim marzeń właśnie wtedy się spełniło.
Było jeszcze Rijksmuseum pełne klasy, Rembrandta i Vermeera.
Wróciłam,
i obrabiałam zdjęcia przez kolejne tygodnie.
A miesiąc później sprawdziłam wyniki matur.
I aktualnie już drugi semestr studiuje dziennikarstwo i wciąż zastanawiam się, dlaczego nie wybrałam historii sztuki.
 |
| Pani artystka w Berlinie |
 |
| Luksemburg |
 |
| Luksemburg 2/2 |
 |
| Jeden z najpiękniejszych kadrów z całej wycieczki/ Brugia |
 |
| Brugia 2/3 |
 |
| Brugia 3/3 |
 |
| ja modelka w Brukselskim centrum handlowym |
 |
| "Ja i Atomium"/ Bruksela |
 |
| Kinderdijk |
 |
| Rotterdam |
 |
| kościół w remoncie/ Delft |
 |
| ja i najpiękniejsza ściana świata/ Niebiesko-biała, tak jak ta droga porcelana w Delft |
 |
| morze, w którym prawie się kąpałam/ Haga |
 |
| Haga |
 |
| Haga 3/3 |
 |
| Mój Vincent! |
 |
| ręcznie robione sery Gouda/ Amsterdam |
 |
| ja na ulicy ze sklepami Lui Witą itp/ Amsterdam |
 |
| kwiaty na targu kwiatowym/ Amsterdam |
 |
| jedno z ostatnich zdjęć z wyjazdu/ Amsterdam |