O alergii i miłości..

nie do Majkiego

do ryb.

Uczulona jestem odkąd wyszłam z brzucha mamy. Załóżmy, że był to brzuch, lub bocian. Ewentualnie kapusta. Mniejsza o to. Uczulenie na ryby - dokładnie białko ryb, ale i jaja kurze stwierdzili jakże zdolni lekarze - to im się udało. Jednak mam tego pecha, że ryby uwielbiam. Mój tata jest turbo wędkarzem i każdego lata przywozi mamie znad Wkry dużo pływających w wiaderku zwierzątek. Leszczy, płotek, szczupaków i innych - ale nie pamiętam jak się nazywają. Wtedy mama bierze je pod opiekę, ucina im łebki, pozbawia łusek - i wtedy już nie błyszczą jak syrenki, tylko są mięskiem dla ludzi do jedzenia. Wędzone, smażone, zupy, kotlety. Wszystko - czego ja nie mogę. Ale w sumie czasem jem. Bo podobno zakazany owoc smakuje najlepiej - tyle, że ryba to nie owoc. Nie ważne.

W związku z rybami, miałam przyjemność uczestniczyć w Kampanii WWF na rzecz ochrony różnorodności biologicznej mórz i oceanów. Kilka moich marnych fotek trafiło nawet do książki wydanej przez WWF ze współpracą z Grzegorzem Łapanowskim. Bardziej jednak przyczyniłam się do relacjonowania przebiegu rozpoczęcia i zakończenia tej kampanii.

Szczerze? Akcja na maxa potrzebna.
Dlaczego? Bo nie chciałabym kiedyś pokazywać swoim dzieciom rybek w zoo i mówić - tak, (tu imię mojej dzidzi) kiedyś mamusia i cały świat jadł tą rybkę na obiad i wyjedliśmy je wszystkie, więc teraz już ich nie ma. To byłoby conajmniej słabe. Nie jestem obrońcą zwierząt, ale wiem, jak funkcjonuje nasz świat i na jakich zasadach kupujemy jedzenie w dzisiejszych czasach. Jest reklama - jest promocja, a jak jest promocja, to znaczy, że musimy to kupić, bo zaraz promocja się skończy i  będzie drożej. Idąc takim tropem kupujemy wszystko - w tym ryby. Nikt wtedy nie zastanawia się nad tym, jaka to ryba i skąd pochodzi. Ważne, że jest jej dużo, jest tania i jest zdrowa - bo tak powiedzieli w telewizji. No to kupujemy i wyżeramy rodziny rybek. A potem idziemy z dziećmi do zoo i pokazujemy im rybki w dużych akwariach. A wystarczyłoby przeczytać poradnik WWF - a raczej go obejrzeć, bo został stworzony w możliwie najłatwiejszy do zrozumienia sposób - czyli w sam raz dla mnie.Kolorowy, bez zbędnych słów do czytania, prosty. Nikt nie każe nam rezygnować z jedzenia ryb. Ryby są fajne i smaczne - i nie ograniczają się do mulastego karpia na wigilijnym stole - którego osobiście pomimo wszystko bardzo lubię. Wystarczy kupować z głową, a nie z gazetką promocyjną w ręku.


o fotorelacjach - tej rok temu i tej tydzień temu, nie ma co za wiele pisać. Dużo fajnych osób, wiele rozmów, wniosków i mądrych słów, których naprawdę miło się słuchało. Było też oczywiście dużo rybek, dużo jedzenia, potem dużo uczulenia. Marny mój żywot, co poradzę.



tak  było rok temu







      


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz